Translate

Samotna noc...


Odwiozłem starego Kuchtę do domu. Pożegnałem się obiecując, że jutro po południu wpadnę i jeśli będzie wszystko ok. sfinalizujemy transakcję. Następnie pojechałem do pobliskiego sklepu, gdzie kupiłem chleb, jajka, pomidory, śmietanę, herbatę i kilka innych produktów, które wydawały mi się niezbędne aby przetrwać do rana w nowym domu. Zaraz obok sklepu spożywczego znajdował się monopolowy będący jak się okazało jednocześnie sklepem, chemicznym, kwiaciarnią, punktem Lotto, sklepem odzieżowym oraz AGD. Tam z kolei nabyłem czajnik, butelkę Johnnie Walkera, papierosy i sok pomarańczowy. Zapakowałem wszystko do bagażnika i udałem się w drogę powrotną. Po drodze wjechałem na podwórze gospodarstwa na którego płocie wisiała tabliczka z napisem „Wymiana butli gazowych” Po chwili wpakowałem pełną butlę do samochodu i tak zaopatrzony mogłem już spokojnie udać się w być może już „moje” ostępy leśne. Właściwie byłem zdecydowany nabyć ten dom. Nie miałem czasu aby dłużej szukać, a ten był nie dość, że w dobrym stanie to na dodatek świetnie ukryty. Tak więc podświadomie wiedziałem, że muszę go kupić jednak oszukiwałem się możliwością wolnego wyboru.
Kiedy ponownie zaparkowałem samochód przed domem i wysiadłem poczułem się nieswojo, trochę jak intruz. Na dodatek ziemia na której stał, nie miała ogrodzenia, co w czasach mocno rozbudowanego poczucia prywatności nie dawało mi pełnego komfortu psychicznego. Z drugiej strony nie byłem pewien czy tworzenie jakiś dwu przestrzeni jest objawem pozytywnym czy jest to wynik lęku, czy może próba poszerzania granic swojego ciasnego ograniczonego czaszką wewnętrznego świata. W każdym razie obiecałem sobie, że ogrodzenie będzie jedną z ważniejszych czynności jakie znajdą się na liście mich tutejszych potrzeb.
Wtaszczyłem wszystkie zakupy do środka. Zmagazynowałem je w kuchni i rozejrzałem się. Zajrzałem do szafek. Były w nich jakieś zdekompletowane serwisy, szklanki, kieliszki i całe mnóstwo kubków. W kącie stała lodówka. Drzwi do niej były uchylone. Odnalazłem kabel i wetknąłem wtyczkę do gniazdka. Dał się słyszeć mocniejszy wstrząs i już po chwili mruczała jednostajnie. Odkręciłem kurek w kranie przy zlewie, woda wystrzeliła silnym strumieniem, była zimna jak lód. Zastanowiłem się gdzie może znajdować się podgrzewacz o którym mówił Kuchta. Odnalazłem go zupełnie niespodziewanie w małym zabudowanym magazynku pod schodami. Podłączyłem do gniazdka. Wróciłem do zlewu i sprawdziłem, po chwili woda w kranie zaczęła robić się cieplejsza. Działa, stwierdziłem z zadowoleniem. Zakasałem rękawy wyjąłem ścierki jakie zakupiłem w sklepie i rozpocząłem swoje pierwsze sprzątanie, w swoim nowym domu.
Kiedy zaczynałem doprowadzanie domu do stanu używalności moja energia i zapał oszukiwał mnie, że zajmie to tylko chwilę. Po jakimś czasie z każdym kolejnym machnięciem zmywakiem uświadamiałem sobie, że były to złudne myśli, a gdy spojrzałem na zegarek będąc jako tako zadowolonym z postępów, była godzina osiemnasta trzydzieści. Spojrzałem na wszystko raz jeszcze, stwierdziłem, że nawet nie doszedłem do połowy. Kuchnia wyglądał jako tako, jednak do salonu nie doszedłem, mimo to byłem zadowolony, coraz bliższa myśl, że to koniec mojej podróży, uwalniając pokłady dopaminy w organizmie, dawała wspaniałe uczucie spokoju i lekkości.
Dobra dosyć – pomyślałem i majtnąłem ścierę do zlewu.
 Wyszedłem na taras, usiadłem na schodach i zapaliłem papierosa. Zachodzące słońce przebijało się pomiędzy drzewami tworząc, niczym szklane tafle, wysokie ściany ciepłego światła, zaś gdzie gęstwina duża pojedyncze promienie barwiły się, prześwietlając zieleń liści następnie znikając gdzieś w rozproszeniu. Na sośnie stojącej najbliżej domu usiadła sroka. Przeskoczyła, niczym na jakiś dwu tyczkach, z gałęzi na gałąź, i znowu, i wyżej, zawsze dziwiło mnie, że ptaki robią to tak lekko i bez wysiłku. Sroka zatrzymała się, przekręciła głowę, nieruchomiejąc na ułamki sekund, aby znowu odbić się i tym razem odlecieć gdzieś dalej. Skończyłem palić, nie wiedziałem co zrobić z kipem, wstałem, zszedłem po schodach, kucnąłem i wkręciłem go w piasek. Podniosłem się i postanowiłem przejść dookoła, zlustrować teren, trochę z ciekawości ale głównie z ostrożności, niczym kot, bądź jak samotny wilk pilnujący swojego nowego rewiru.
Przechadzając się znowu pomyślałem o płocie. Postanowiłem, że będzie idealnie przebiegać zgodnie z linią zieleni – gęstych zarośli które otaczały ściśle jałowy szarobrązowy teren na którym stał dom. Jednak kiedy znalazłem się na tyłach chaty sytuacja trochę się w tym względzie komplikowała, dosłownie metr za nią, zieleń rządziła ponownie, na dodatek teren natychmiast opadał sporym skosem w dół. Dopiero teraz zorientowałem się że dom, a dokładnie jego połowa, wisi w powietrzu wsparta jedynie na trzech murowanych słupach. W dole znajdowała się polana porośnięta, bujną, wysoką trawą z małymi wysepkami krzaków, dalej widać było ciemną taflę jeziora. Widok był sielankowy, wręcz kiczowato pocztówkowy, usiadłem na ziemi i ponownie zapaliłem papierosa. Patrzałem gdzieś w dal i niby wszystko widziałem ale moje myśli nie skupiały się na tym obrazie. raczej traktowały go jak tło, jako szachownicę na której mogły sobie swobodnie poskakać, a to tu, to tam. Dziwne uczucie siedzieć tak samemu gdzieś po środku lasu, w obcym miejscu, w obcym świecie, palić papierosa nikomu nie byś potrzebnym i nikogo nie potrzebować.
Zgasiłem papierosa, wstałem spojrzałem na skarpę na której stał dom, tak – tu płot to bzdura, tu przydałby się taras – pomyślałem. Wracając zajrzałem do samochodu, z bagażnika wyjąłem koc, laptopa i torbę z ciuchami. Dokładnie zamknąłem samochód i poszedłem do domu. Torba z rzeczami znalazła swoje miejsce na górze w sypialni, wypakowałem z niej kosmetyczkę i zaniosłem do łazienki. Zszedłem na dół i na kuchennym stole odpaliłem laptopa. Lodówka już zaczynała chłodzić, butelka whisky wyraźnie obniżyła swoją temperaturę. Nalałem porządną porcję do szkockiej, postawiłem na stole. Odsunąłem krzesło, sprawdziłem czy jakieś nie połamane i usiadłem przełączyłem telefon na Internet i uruchomiłem bluetooth. Po sekundzie ikonka neta na ekranie laptopa zmieniła kolor. Odpaliłem Google, wszedłem na pocztę, parę reklam i nic po za tym. Wszedłem na onet zerknąłem na wiadomości.
Krystyna Podleska zapisała się w pamięci Polaków jako Ola z „Misia” oraz słodka Nelly z „Barw ochronnych”. Co stało się z popularną na początku lat 80. aktorką?
Kopacz w ogniu pytań.
Ostry spór w sejmie.
Czytałem nagłówki. Nic ze świata – pomyślałem, wszystko z kraju, przełączyłem na wp.pl to samo. Kurwa, zakląłem pod nosem czy polacy żyją tylko sobą. Przeszedłem na BBC news
Hiszpania zapowiada dalsze ograniczenia
Izrael domaga się od powstrzymania Iranu od produkcji wzbogaconego uranu
ONZ przewiduje 700 tyś uchodźców z Syrii
Przeczytałem kilka artykułów i ciekawostek naukowych. Sprawdziłem kursy walut. Nie mogłem jednak się skupić, coś mnie ciągnęło gdzie indziej, to nowe miejsce absorbowało całe moje myśli. Wypiłem drinka wstałem i nalałem kolejnego. Skierowałem się do wyjścia, zabrałem ze sobą butelkę i papierosy. Poszedłem za dom, na skarpę. W piasku wywierciłem zarówno szklanką jak i butelką zagłębienia i postawiłem je bezpiecznie. Spojrzałem przed siebie, zamyśliłem się – to pierwszy wieczór, pierwsza moja noc… gdzieś na drugim końcu świata, samotny wieczór i samotna noc. To było gdzieś we mnie od zawsze, ta samotność, ta niczym nieograniczona klatka czekała na mnie od urodzenia. Jak to wszystko się zaczęło, czemu się wydarzyło ? Urodziłem się gdzieś tu w tym kraju, choć nie wiele już po nim w pamięci pozostało. Tu też urodził się mój brat którego nie znałem, zmarł w jakimś zapyziałym szpitalu na śląsku, zanim się urodziłem. Nosiłem jego imię…taki numer dwa byłem taki drugi. Miałem też drugie imię…nigdy mi się nie podobało, kiedyś sprawdziłem co oznacza – ten co niesie krzyż -przeczytałem w księdze imion, jeszcze bardziej stało się dla nie drzazgą. Wziąłem porządny łyk ze szkockiej i odstawiłem starannie szklankę, wkręcając ją jak za pierwszym razem. Wiele lat później zmieniłem imiona i nazwisko i to nie raz, było jednak za późno, było raczej skutkiem niż prewencją…tak westchnąłem – nie można rodzić się w zastępstwie, nie można nadawać dzieciom imion których znaczeń się nie rozumie. Znowu wziąłem łyk whisky dolałem do połowy szklanki z butelki i odstawiłem, jedno i drugie, za to wziąłem papierosy, zapaliłem, zaciągnąłem mocno i położyłem się. Patrzyłem w niebo które po woli pokrywało się coraz mocniej jaśniejącymi gwiazdami. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Co jest tam ? Zawsze kiedy spojrzy się w nocy w niebo, wszystko inne, wszystko co ludzkie, co ziemskie staje się mniejsze, takie bez znaczenia, takie miniaturowe, śmieszne, a po chwili pojawia się pytanie „co jest tam ?” Znowu się zaciągnąłem - Wielka niedźwiedzica, Droga mleczna, Krzyż południa, Lisek – brzmi miło. Ludzie kochają tą daleką przestrzeń – tam wysoko, a nawet tam dalej za gwiazdami – tęsknią, jakby podświadomie rozumiejąc, że są gdzieś stamtąd – inaczej by tak nostalgicznie nie patrzyli, nie kochali tego tam, nadając tak ciekawe intrygujące nazwy. Leżałem tak rozmyślając mniej więcej do połowy flaszki, leżałem sam, popijając i paląc papierosa jednego za drugim. Kiedy poczułem, że alkohol zrobił już swoje. Wstałem otrzepałem się starannie i wróciłem do domu. Zajrzałem do lodówki. Wyjąłem pomidory, pociąłem w nieregularne kawałki, poszatkowałem  na drobno cebulę, posoliłem i wszystko zalałem śmietaną. Ukroiłem dwie solidne pajdy chleba, cienką warstwą posmarowałem masłem. Jadłem w ciszy która mi trochę doskwierała, nie lubiłem jeść w ciszy.  Trzeba będzie pomyśleć o jakiejś antenie i telewizji, przeszło mi przez głowę. Kiedy skończyłem, umyłem miskę – nie lubiłem zostawiać bałaganu. Alkohol i jedzenie spowodowały, że powoli senność zaczęła zakradać się do mojego umysłu. Poszedłem do sypialni, z torby wyjąłem trzy trzydziestocentymetrowe stalowe rzutki – noże z którymi się nie rozstawałem, oraz pistolet beretta 9mm. Zszedłem na dół, jedną rzutkę zostawiłem przy schodach, wrzynając między poręcz, a tralkę, drugą położyłem pod poduszką, trzecią umieściłem przy drzwiach w szczelinie między futryną drewnianą ścianą, Berette wetknąłem pod kanapę sprawdzając czy można ją łatwo sięgnąć. Nalałem jeszcze łyk do szklanki i wypiłem jednym haustem. Zamknąłem drzwi zostawiając klucz w zamku w pozycji poziomej co uniemożliwiało wsadzenie klucza z drugiej strony, pogasiłem światła rozłożyłem koc i zapaliłem ostatniego papierosa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz