Spałem długo, chyba pierwszy raz od kilku lat. Kiedy
przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek była za dziesięć dwunasta. Podniosłem
się, ziewnąłem i poszedłem na górę. Z tą łazienką trzeba coś pomyśleć, chodzić
za każdym razem na górę to jakieś nieporozumienie – pomyślałem będąc na
schodach. Umyłem zęby, to podstawa, zerknąłem na wannę, była brudna i
zakurzona. Rozejrzałem się za jakimś proszkiem do mycia. Nic nie znalazłem.
Otworzyłem więc kosmetyczkę i wycisnąłem połowę tubki pasty do zębów, gąbką-zmywakiem który przyniosłem z kuchni,
wyszorowałem całą wannę, wlałem do niej też trochę płynu do naczyń którego
jakieś resztki znalazłem w szafce pod zlewem kuchennym. Po chwili emalia
błyszczała bielą aja się trochę zasapałem tak, że zaprawę poranną miałem z
głowy. Poszedłem do sypialni i z torby wyjąłem książkę „Histoire de la vie
privèe” Podobnie jak jeść nie lubiłem w ciszy tak i kąpiel w wannie wydawała mi
się czynnością całkowicie nudną i niespełnioną jeśli nie miałem jakiejś
ciekawej pozycji literackiej pod ręką. Przyznam szczerze, doszło do tego, że
kiedy trafiały mi się jakieś ciekawe materiały do czytania, od razu właziłem do
wanny. Dopuszczałem jeszcze inną formę „czytania” podczas kąpieli – słuchanie
audiobooka. W każdym razie rozebrałem się i usadowiłem w wannie. Nie
napuszczałem wody jak wszyscy, robiłem dokładnie odwrotnie, wchodziłem i
dopiero napełniałem wannę. Lubiłem jak woda powoli obejmowała moje ciało, a
swoim ciepłem coraz mocnej ogrzewała. Wytarłem ręce, wziąłem książkę do ręki,
był to piąty tom ukazujący życie prywatne społeczeństwa, w okresie od pierwszej
wojny światowej do naszych czasów. Bardzo zacna pozycja z której dowiedziałem
ze zdziwieniem, iż z badań przeprowadzonych w 1951 roku na terenie Francji
wynikło iż 39 procent kobiet myło się wtedy jedynie raz na miesiąc. Zaskakująca
informacja, pomyśleć, że częste mycie jest praktykowane zaledwie jakieś
sześćdziesiąt lat. Tym czasem zagłębiłem się w lekturze z satysfakcją
stwierdzając, iż wanna pod oknem, książka i ja, to fantastyczna kompozycja w
środku lasu.
Po jakiś czterdziestu minutach wyszedłem z wanny mądrzejszy
o kilkanaście stron mojej lektury, ogolony, pachnący i ożywiony. Przeniosłem
się do kuchni. Szybka jajecznica z boczkiem i obowiązkowa herbata – pomyślałem
– zupełnie nie wiem, jak można pić do śniadania coś zupełnie innego, jak na ten
przykład Hiszpanie – kawę. Nie lubiłem też francuskich śniadań; kawa i rozpływające
się w ustach maślane croissanty - po które Francuzi rano, biegają w kapciach i
szlafrokach do pobliskiej piekarenki. Puste i słodkie śniadanie. Po takim
śniadaniu odnoszę wrażenie, że mam powietrze w żołądku. Tak więc w kwestii śniadania całkowicie byłem
po stronie anglików – herbata i porządne angielskie śniadanie. Mieszkając
kiedyś w Anglii w hrabstwie Hertfordshire w posiadłości Bengeo Hall u
znajomych, Roberta i Racheli Savoy, miałem okazje poznać dobrodziejstwo
słynnych angielskich śniadań. Dzień w dzień szklana soku pomarańczowego,
porridge – kasza szkocka zalana gorącą wodą z dodatkiem masła, jajka sadzone na
bekonie w towarzystwie kiełbasek, do
tego fasolka w sosie pomidorowym, osobno pieczone pomidorki cherry, tosty dżem
i herbata ale koniecznie z mlekiem – to były śniadania – westchnąłem do siebie.
Nigdy nie przypuszczałem, że śniadanie może odgrywać tak ważną, a niedocenianą
w innych krajach rolę. Kiedy możemy już na początku dnia dać ciału porządną
zaliczkę, zaś naszemu umysłowi wskazać informację – dzisiaj nie padniesz z
głodu – cóż więcej potrzeba ?
Przepłukałem nowy czajnik który zakupiłem wczoraj i
wstawiłem wodę na gaz. Nasypałem herbaty do najprzyjemniejszego kubka jaki
odnalazłem w szafce. To kolejny dziwny zwyczaj, w Polsce nikt z filiżanek nie
pija tylko w wiaderkach zwanych kubkami. Wprawdzie kawę podają słabowitą ale
czemu zaraz na litry ?
W każdym razie przygotowałem coś na wzór skromnego
angielskiego śniadania, skromnego bo w pełnym wydaniu miało sens, kiedy
zasiadały do niego przynajmniej dwie osoby, to takie logiczne minimum.
Celebrowanie w samotności nie jest naturalne na dodatek okropnie niezauważalne.
Zabawne jak wiele rzeczy robiłem w towarzystwie czegoś lub kogoś, śniadanie z
ludźmi, obiad też kolacja intymna, w towarzystwie dobrego filmu, kąpiel z
książką, papieros z alkoholem, co za pokręcony dualizm pomyślałem.
Po śniadaniu siadłem w samochód i pojechałem do Strzepcza do
starego Kuchty. Niestety nie było go. Żona poinformowała mnie, że jest u
lekarza, w tutejszej przychodni.
Pojechałem więc do przychodni. Nie było trudno trafić. Znajdowała się
mniej więcej w środku wsi, przy tej samej drodze, po stronie jeziora. Budynek
był ogrodzony. Aby wjechać na teren ośrodka trzeba było zjechać z asfaltu i z
lewego boku wjechać bramą wjazdową. Sam podjazd był drobno kamienisty.
Zatrzymałem samochód pod jabłonką. Rosły tam chyba ze trzy, jedna obok drugiej,
między nimi przystrzyżona trawa i miejsce do zabaw dla dzieci. Wszedłem do
starego budynku na którym znajdowała się tabliczka z dużymi literami NFZ i
zderzyłem się z wychodzącym Kuchtą.
- Dzień dobry – odpowiedział.
- Jakieś problemy ze zdrowiem ? Zapytałem.
- Nie, wpadłem sprawdzić jak lekarz się czuje – odparł
zupełnie poważnie.
Uśmiechnąłem się. Starszy pan umiał wyśmiewać życie
pomyślałem.
- Widzę, że humor pana nie opuszcza, więc nie jest źle.
- A jak tam noc ? –
Nie zwracając uwagi na mój komentarz
zapytał – podobało się panu ? – Dołożył kolejne pytanie.
- Jestem zadowolony, a co za tym idzie biorę tę chatę, panie kuchta – znowu się uśmiechnąłem.
- Dobra to trza jechać do notariusza.
- A no będzie trzeba, ale za nim do tego dojdzie musimy
jeszcze porozmawiać – odparłem.
- Chce pan zbić cenę ?
- Niezupełnie, – uśmiechnąłem się – chodzi o coś innego.
- Coś z domem nie tak ? Zaniepokoił się marszcząc czoło.
- Nie, nie zgadnie pan. Może podjedziemy do pana ?
Zaproponowałem.
- Przejdźmy się – powiedział – to zbyt blisko aby niepokoić
samochód.
- Wyszliśmy z terenu ośrodka wyszliśmy na chodnik i powoli
ruszyliśmy w stronę domu Kuchty.
- Widzi pan – zacząłem – chodzi o to, że nie chcę kupować
tego domu na siebie.
- Panie kochany, dla mnie nie ma to znaczenia kto będzie na
umowie – odparł - więc jeśli o to chodzi, to nie będzie problemu.
- Dobra, czyli załatwione, pozostaje mi jedynie dodać, że
chciałbym aby to pan był nadal właścicielem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz